Byłem w Gdańsku
1 lipca 2014Nasza, znaczy moja i Uli, podróż do Gdańska zaczęła się o strasznej godzinie czwartej nad ranem, o której to musieliśmy wstać by zdążyć na autobus. Fanem wczesnego zrywania się nie jestem, no ale czego się nie robi dla Bałtyckiego Festiwalu Komiksu.
Przed prowadzeniem warsztatów dopadła mnie jakaś surrealistyczna trema, a Ula dzielnie i z godnością znosiła moją mentalną niedyspozycję.
Po paru minutach od rozpoczęcia spotkania wszelkie stresy mnie opuściły i myślę, że całość wypadła dość fajnie.
Po małej pogadance na temat pasków komiksowych przedstawiłem uczestnikom dwa zadania. Zadanie łatwe polegało na uzupełnieniu dymków w pasku Garfielda.
W zadaniu trudnym, zaczerpniętym z reality show Strip Search, chodziło o narysowanie paska komiksowego łączącego w sobie trzy wylosowane tematy. Wypadły hasła: małżeństwo, morderstwo i szatan.
Przy okazji chciałbym podziękować wszystkim, którzy wpadli. Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście i może nawet czegoś nauczyliście? Kto wie.
Z innej beczki – okazuje sie, że jak się jest na nogach od czwartej i prawie nic się nie je cały dzień to można nieco zaniemóc wieczorem i trzeba sobie odpuścić after party. Na BFK pierwszy raz w historii zdarzyło mi się być na oficjalnej części konwentu komiksowego, a ominąć after. Zwzwyczaj było odwrotnie. No nic, najwyraźniej się starzeję.
Ten krótki moment, który mieliśmy na część turystyczną Gdańsk postanowił nam wypełnić zabawą w chowanie się przed deszczem.
A taki widok z okna pokoju hostelowego raczył nasze oczy.
Z Gdańska wróciliśmy żywi, zmęczeni, ale zadowoleni. Dzięki dla organizatorów BFK za zaproszenie oraz dla nieocenionej Uli za wszystko (w tym za fotki, którymi okraszam tę relację).